poniedziałek, 3 marca 2008

satanistyczny brzdęk

"Polska" wersja notki promocyjnej najnowszego albumu (doskonałego!) grupy Earth:

Ostatnia inkarnacja Earth już się wyłoniła, jak widać grupa powraca raz jeszcze do swej nieustannej ewolucji. O ile Hex rozsamkowywał się mrocznym satanistycznym brzdęku i surowym amerykańskim pięknie, o tyle The Bee Made Honey In The Lions Skull znamionuje progres Dylana Carlsona i grupy w kierunku brzmień cięższych, bardziej rockowych, zorientowanych również na amerykańskiego gospel i improwizację oprawionej w iście psychodeliczną produkcję i rozjarzone brzmienia gitarowe.
Earth ukazuje swe pokrewieństwo albo prędzej czyni ukłon w stronę wszystkiego co najlepsze u co bardziej przygodnych bendów z San Francisco póznych lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, i uświadomionych duchowo, ekscytujących form jazz-rocka tegoż okresu. Nie jest to żadna nostalgiczna podróż a raczej kawał oryginalnej, głęboko i dokumentnie zainspirowanej metamorfozy.

W trzech utworach na tej płycie Earth zostało zaszczycone udziałem wirtuoza gitary Billa Frisella (dającego tu chyba największy popis swojej sfuzzowanej gitary od lat). Frisell błyskotliwe domalowywuje do muzycznego krajobrazu swe własne tekstury, kontrapunktuje z iskrzącymi się riffami Dylana Carlsona i pozostałych członków Earth. Adrienne Davies jeszcze raz siada za perkusją, nadając klasyczny i opanowany nastrój ogólnemu przebiegowi. Powraca też Steve Moore, dodając swe ciężkie Hammondowe klawisze czy natężone, pobrzmiewające swoistą jazzością partie pianina. Żywy basista Don McGreevy również odbywa tu swą longplejową inicjację.

Obszerna trasa koncertowa przetnie wzdłuż Europę w tym samym czasie kiedy krążek ujrzą masy, zespół będzie miał okazję dostarczyć tak słuchowych jak i wzrokowych dowodów na to że nadal rosną i dojrzewają.


Żródło: gery.pl

Brak komentarzy: